Kolejny ciekawy weekend za nami – była zjeżdżalnia grawitacyjna i minipiknik w amfiteatrze na Górze Świętej Anny.
Po śniadaniu zrobiłam szybciutko obiad i zapakowałam go do termosów turystycznych. Dodatkowo nasza lodóweczka zapełniła się owocami, bułkami i napojami. Dwa koce i byliśmy gotowi.

ZJEŻDŻALNIA GRAWITACYJNA
Tym razem pogoda nam sprzyjała. Już 34 minuty później dojechaliśmy na Górę Świętej Anny. Umiejscowienie zjeżdżalni było dobrze oznaczone już kilka kilometrów wcześniej – znaki same nas do niej prowadziły.
Zarówno niespełna czterolatek, jak i 12-latka byli wniebowzięci. Dla mnie to również była spora dawka adrenaliny. Zjeżdżalnia jest dosyć stroma i ma kilka ostrych zakrętów, na których przy większej prędkości – mimo iż sama mogłam ją regulować – obawiałam się, że wypadniemy z toru. Mały Maksio wciąż powtarzał: „Mamo szybciej, szybciej!”. Pasy, którymi się przypinaliśmy, dawały mi jednak poczucie bezpieczeństwa – nie jest to wcale oczywiste, bo nie są one dostępne na wszystkich torach grawitacyjnych w Polsce. Tor ma ponad 600 m długości. Wiedziałam, że dzieci będą chciały zjechać kilka razy, więc od razu kupiliśmy dwa bilety po 5 zjazdów za 20 zł. Dzieci były zachwycone.
Teren wokół zjeżdżalni jest bardzo zadbany. W pobliżu znajduje się plac zabaw, który również odwiedziliśmy. Panowie z obsługi byli bardzo pomocni i cierpliwie nam wszystko tłumaczyli. Mimo iż nasza wizyta miała miejsce w sobotę, nie napotkaliśmy jakichś dużych kolejek. Na sanki czekaliśmy maksymalnie około 10 minut.
AMFITEATR
Po zabawie wróciliśmy do auta po lodóweczkę i koce i z całym pakunkiem udaliśmy się do amfiteatru, który znajduje się parę kroków dalej. W drodze odpowiadałam na pytania córki dotyczące miejsca, do którego zmierzaliśmy. Opowiadałam o pomniku Czynu Powstańczego, o Śląsku i troszkę o powstaniach.
Koce rozłożyliśmy w samym amfiteatrze. Zjedliśmy obiad, po czym rozpoczęliśmy eksplorację terenu. Wspięliśmy się na miliony schodów. Spacerowaliśmy po lesie. Szukaliśmy nietoperzy. Bawiliśmy się w rycerzy i odkrywców. Pod koniec wyprawy dzieci były uśmiechnięte i bardzo zadowolone i z wielkim apetytem zjadły resztę owoców i bułeczek. Pobiegaliśmy jeszcze trochę po okolicy i wróciliśmy do domu.
W sumie wycieczka trwała niespełna 5 godzin. Nie zdążyliśmy się nawet zmęczyć. Moja córka Ola jest bogatsza o wiedzę na temat kamieniołomów czy amfiteatrów, aczkolwiek sama przyznała, że najbardziej cieszyła ją wizyta na zjeżdżalni, natomiast Maks czerpał radość z samej zabawy z mamą i siostrą.


