Grudzień to czas,kiedy w pierwszej kolejności myślę o wypiekaniu pierniczków świątecznych.

Jestem jedną z wielu mam, która w ten sposób uczy swoje pociechy jak budować nastrój świąteczny i wspólnie spędzać czas.

W tym roku po raz szósty zabrałam się do piernikowej misji, w którą jest zaangażowana cała moja rodzina, czyli maż i trzy córki, w tym jedna jeszcze „spakowana” 🙂

Mąż dzielnie zagniata ciasto. Nie jest to proste zadanie, bo porcja jest pokaźna. Przekonałam się o tym w pierwszym roku, kiedy to postępując krok po kroku według przepisu, mniej więcej w połowie zorientowałam się, że piernikami wykarmię całą armię. Chętnych na pierniczki nie brakowało, wiec od tamtej pory trzymam się wiernie tego przepisu i piekę ok. 250 pierniczków.

W wykrawaniu dzielnie towarzyszą mi córki. Mają swoje małe wałki, samodzielnie zagniatają, wałkują ciasto, a następnie wykrawają pierniczki. Po upieczeniu, ciastka zostawiam na noc do wystygnięcia. Następnego dnia w rondelku , w wodnej kąpieli rozpuszczam 6 gorzkich czekolad, dodaję 200 ml mleka i taką gorącą polewą pokrywam każde ciasteczko. Córki oczywiście są niezastąpione. Mają swoje pędzelki i dzielnie malują pierniczki. Nie polecam używać czekolady mlecznej. Ma grudkowatą konsystencję i na pierniku nie stworzy gładkiej powierzchni.

12357111_1653594958241362_6380503052510466862_o

Kolejną noc czekolada stygnie na ciasteczkach. Trzeciego dnia rozrabiam lukier ( 3 białka ubijam z cukrem pudrem- ok. 500 gr., na koniec dodaję szczyptę kwasku cytrynowego) i z dziewczynkami dekorujemy każdego pierniczka. Każdy z 250 braci jest wyjątkowy i niepowtarzalny. W ubiegłych latach lukier barwiłam przy pomocy barwników spożywczych, ciastka były kolorowe. W tym roku jednak z uwagi na stan błogosławiony, nie mogłam zbyt wiele czasu poświęcić na siedzeniu w pozycji zgiętej nad ciastkami, więc udekorowałyśmy je na biało. Nie jest to żadne artystyczne zdobienie, którym można by się chwalić, ot raczej pretekst do zabawy, bo uwierzcie zabawy i brudzenia jest przy tym co nie miara.

Następnego dnia pierniki układam w pojemniku próżniowym, na wierzch kładę skórkę z jabłka i szczelnie zamykam pokrywę. Dobrze jest wymienić skórkę raz na 3 dni. Pierniczki wówczas będą winne i miękkie. Na pierniki czeka cała rodzina, łącznie z moimi rodzicami i rodzeństwem. Jest to moja tradycja, która nie wyobrażam sobie zarzucić.

Zależy mi też na tym, by moje dzieci zapamiętały święta w domu pachnące piernikami i mamę która piekła im domowe pierniczki. Polecam każdej mamie i mam nadzieję, że odnajdziecie w tym wiele radości i satysfakcji.

12374932_1653595018241356_7456504612468848444_o

Podaję Wam mój piernikowy przepis:

  • 1/2 kg miodu ( połowa sztucznego i połowa prawdziwego)
  • 1/2 kg margaryny
  • 1/2 kg cukru kryształu
  • 6 żółtek
  • 4 jaja
  • 1 łyżka sody
  • 1 proszek do pieczenia
  • 1 łyżka kakao
  • 2 opakowania przypraw do piernika
  • mąka: tyle ile zabierze ciasto ( ok. 2 kg)

Pierniki piekę w w temperaturze 150 stopni z termoobiegiem przez 12 minut.

Powodzenia i spokojnych, rodzinnych Świąt Narodzenia Zbawiciela dla każdej z Was mamuśki!

Alicja, nauczycielka, mama trójki dziewczynek 🙂

Poprzedni artykułOkiem mamy- WEEKEND
Następny artykułMama za granicą- Sabina z USA