W Polsce istnieje obowiązek edukacji, jednak nie oznacza to, że dziecko musi chodzić do tradycyjnej szkoły. Można ten obowiązek spełniać w domu, co w Polsce możliwe jest od 1991 roku. Przede wszystkim trzeba dziecko zapisać do wskazanej szkoły i właśnie tam co roku nasze dziecko przystępuje do egzaminów klasyfikacyjnych. Brzmi niepokojąco? Zobaczcie, jak jedna z mam z Opola radzi sobie – lub może spełnia się – ucząc swoje dzieci w domu.
Alicja, mama dwójki dzieci: Mai (13 lat) i Filipa (10 lat).
Co cię skłoniło lub zainspirowało do podjęcia decyzji o nauczaniu w domu?
Decyzję podjęliśmy głównie ze względu na obserwację edukacji systemowej, z której przez kilka lat korzystały nasze dzieci, i jej negatywnego wpływu na ich rozwój.
Jestem psychologiem rozwojowym i to, co obserwowałam, było dla mnie nie do przyjęcia.
Dzieci, które trafiły do szkoły jako ciekawe świata istoty, otwarte na wszelką wiedzę, pogodne i radosne, z roku na rok traciły jakiekolwiek zainteresowania, nie miały żadnego poczucia sensowności tego, czego od nich wymagano (np. musiały przez wiele godzin wypełniać ćwiczenia, które nic nie wnosiły), a jednocześnie czas, jaki zajmowała im szkoła, uniemożliwiał realizację pasji pozalekcyjnych. W rezultacie miałam w domu dwójkę zestresowanych, wiecznie zmęczonych dzieciaków, które zapominały tego, czego się nauczyły, natychmiast po napisaniu sprawdzianu czy kartkówki.
Kiedy dzieci rozpoczynały edukację, angażowałam się w życie szkoły, pomagałam w Radzie Rodziców itd., mając nadzieję, że będę dzięki temu miała wpływ na to, co dzieje się w szkole.
Po kilku latach doszłam jednak niestety do wniosku, że to strata energii, bo podejście większości nauczycieli jest tak dalekie od mojego, że na jakiekolwiek „oddolne” zmiany nie ma szans.
Jak wygląda nauczanie w domu?
Nauczanie w domu wygląda bardzo różnie – każda rodzina ma swój własny sposób i rytm nauki. Zależy to też od potrzeb konkretnego dziecka i możliwości czasowych rodziców.
Od strony formalnej: na początku roku otrzymujemy dokładną podstawę programową przewidzianą dla danej klasy oraz zagadnienia/pytania przygotowane przez nauczycieli przedmiotowych, mające ułatwić usystematyzowanie materiału. Dzieci otrzymują także podręczniki, ale mają one wyłącznie ułatwić znalezienie potrzebnych informacji i absolutnie nikt nie wymaga, aby wiedzę zdobywać z podręczników. Zadaniem dzieci jest przygotowanie się do zdania egzaminu – raz w roku z każdego przedmiotu.
Moje dzieci w dużej mierze uczą się samodzielnie – z moją pomocą. Do tej pory nie była nam potrzebna pomoc zewnętrzna, nie korzystamy z korepetycji, nikt nie przychodzi do domu, żeby ich uczyć. Wspólnie staramy się ustalać grafik nauki – rozplanować, kiedy i czego trzeba się nauczyć, dzielimy materiał na poszczególne partie. Dzieci same ustalają harmonogram egzaminów – kiedy chciałyby do nich przystąpić i je zaliczyć. Ja staram się wyszukiwać im ciekawe materiały, książki, warsztaty, które mogą być dla nich rozwijające.
Oczywiście są przedmioty, z których muszę bardziej pomóc – wytłumaczyć, przeprowadzić wspólne doświadczenia itp., ale wiele rzeczy są w stanie przygotować sami, zwłaszcza starsza córka.
…a plan dnia?
Plan dnia generalnie jest dość luźny. Ja wstaję bardzo wcześnie i pracuję, kiedy dzieciaki jeszcze śpią. Dzieci nie należą do rannych ptaszków – staramy się około godz. 9 zrobić poranny trening, potem jemy wspólne śniadanie. Później, w zależności od poczynionych wcześniej planów, każde z nich uczy się samodzielnie albo robimy coś razem, albo jedziemy gdzieś na zajęcia, albo czytamy coś fajnego. Po południu dzieci mają czas na swoje własne pasje, zajęcia dodatkowe czy przyjaciół. Wieczorem wspólnie przygotowujemy kolację, rozmawiamy. Czasem też wyciągamy projektor i urządzamy seans filmowy, czytamy albo słuchamy audiobooków.
Sporo czasu spędzamy razem. No i każdego wieczoru robimy podsumowanie tego, czego się dzisiaj nauczyli i czy udało im się zrealizować poranne plany.
W jaki sposób sprawdza się wiedzę dziecka?
Wiedza dzieciaków sprawdzana jest bardzo dokładnie. Raz w roku z każdego przedmiotu dzieci muszą zdać egzamin w szkole, do której są zapisane. Egzamin z każdego przedmiotu jest dwustopniowy – najpierw pisemny, a następnie ustny, trochę jak na studiach. Niezdanie któregokolwiek egzaminu powoduje konieczność powrotu do systemu.
W jaki sposób zgłosić chęć nauczania w domu?
Aby rozpocząć EDUKACJĘ DOMOWĄ należy przede wszystkim podjąć decyzję – to najtrudniejszy etap. Następnie konieczne jest uzyskanie zgody dyrektora placówki, do której chcemy zapisać dziecko – istnieje lista szkół „przyjaznych ED”, czyli takich, które mają doświadczenie w prowadzeniu dzieci w ten sposób.
Oczywiście można skorzystać ze zwykłej szkoły rejonowej, ale jeśli szkoła nie ma doświadczenia i nie wie, jak w praktyce mądrze to zorganizować, to może się okazać, że w praktyce egzaminy będą dla dzieci tak stresujące i wyczerpujące, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Zgodę zazwyczaj uzyskuje się telefonicznie, choć oczywiście można umówić się na spotkanie osobiście.
Kiedy już mamy pewność, że dziecko zostanie przyjęte, należy zgłosić się do poradni psychologiczno-pedagogicznej właściwej ze względu na miejsce zamieszkania. Poradnia musi wyznaczyć termin badania (zazwyczaj są to 2–3 spotkania), na którego podstawie wydaje „Opinię o możliwości spełniania obowiązku szkolnego poza szkołą”. Badanie przeprowadza psycholog i pedagog. Nie jest to ZGODA, a jedynie opinia, więc nie należy się stresować tym, co poradnia napisze – w praktyce nie ma to najmniejszego znaczenia, niemniej jest to wymóg formalny, więc musi zostać spełniony. Na wydanie opinii poradnia ma 30 dni od zgłoszenia wniosku, dlatego ważne jest, aby wniosek taki złożyć na piśmie od razu, kiedy umawiamy się na spotkanie! Niektóre poradnie wyznaczają termin pierwszego spotkania na np. za miesiąc i dopiero po wszystkich badaniach podsuwają stosowny wniosek do wypełnienia, co znacząco wydłuża całą procedurę.
Kiedy mamy w ręku opinię z poradni, wysyłamy ją wraz z wnioskiem (udostępnianym zazwyczaj na stronie internetowej każdej przyjaznej szkoły) oraz ostatnim świadectwem szkolnym dziecka (o ile dziecko korzystało wcześniej z edukacji systemowej) do nowej szkoły.
I to wszystko! Po kilku dniach otrzymujemy potwierdzenie przyjęcia dziecka w poczet uczniów wybranej przez nas szkoły, listę zagadnień do opanowania i komplet podręczników.
Można zaczynać przygodę.
Co dodałabyś od siebie na temat edukacji swoich dzieci w domu. Jakie dostrzegasz wady i jakie zalety?
Edukacja domowa to bardzo indywidualna sprawa – dla nas była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Jedyne, czego żałuję, to tego, że zwlekaliśmy z nią tak długo.
Najtrudniejsze było samo podjęcie decyzji – rozważenie wszystkich „za” i „przeciw”, zmierzenie się z własnymi lękami, ale też z opiniami rodziny i bliskich. Okazało się, że wszystkie obawy były zupełnie nieuzasadnione.
Jeżeli chodzi o koronny argument przeciwników tego rozwiązania, czyli brak socjalizacji, którym wszyscy nas straszyli, to warto zauważyć, że chodząc do szkoły, nasze dzieci były niejako „skazane” na grupę znajomych z klasy. Jedynym kryterium był tutaj wiek. Na spotkania popołudniowe czy nawiązywanie znajomości pozaszkolnych nie było już czasu – bo zadania domowe, przygotowywanie się do klasówek i tak dalej. Okazało się, że kiedy dzieci przestały chodzić do szkoły, natychmiast zorganizowały sobie grupę przyjaciół – dzieciaki z rożnych klas, szkół, a nawet miejscowości. Relacje są dużo zdrowsze, a dzieci łączy rzeczywista sympatia, a nie konieczność wynikająca z przynależności do jednej klasy szkolnej. W naszym domu czasem drzwi się nie zamykają – dzieciaki ciągle mają gości.
Edukacja domowa daje poczucie wolności, ale też uczy odpowiedzialności i samodzielności.
Dla nas to niezwykle istotne wartości – chcę, żeby dzieci miały poczucie, że ich życie zależy od nich, że mają realny wpływ na to, co je spotyka. Uczą się planowania obowiązków, mogą poświęcić więcej czasu na to, co jest dla nich ważne, co ich interesuje. Rozwijają swoje pasje. W szkole, funkcjonując w narzuconym odgórnie rytmie, nie miały nawet czasu na zastanawianie się nad tym, co sprawia im przyjemność, na doszukiwanie się ciekawych informacji, pogłębianie jakichkolwiek zagadnień. W efekcie niewiele z tej wiedzy zostawało – ot, typowe 3 x Z. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką usłyszałam od córki po egzaminach w ED było: „Mamo, pierwszy raz czuję, że coś z tego umiem”.
A wady?
ED na pewno zajmuje rodzicom czas – wymaga przeorganizowania życia w taki sposób, aby wpleść naukę z dzieciakami w obowiązki zawodowe i domowe. Prawda jest jednak taka, że tylko pozornie zajmuje to więcej czasu niż „szkolne” dopilnowywanie dzieci, ślęczenie nad bezsensownymi zadaniami domowymi, wywiadówki itp.
Dla mnie ważne jest to, żeby dzieci czuły sens tego, co robią – w szkole było to niestety kompletnie niemożliwe.
Bardzo dziękujemy Alicji za udzielenie tak obszernych odpowiedzi i za cierpliwość dla redakcji Mamy z Opola.