Jestem żoną, od ponad 2 miesięcy szczęśliwą mamą – na co dzień zagorzałą motocyklistką. Odkąd pamiętam kręcił mnie ryk silników oraz zapach palonej gumy. Gdy ulicą przejeżdżał motocykl, mój wzrok zawsze podążał za maszyną, nie interesowało mnie, kto nim jechał –liczył się on i jego pomruk.

Swoją przygodę z jednośladem rozpoczęłam od „chińskiej 50” – to była rakieta! Z moją wagą osiągała prędkość 75-80km/h. Wiatr we włosach, przyjemność z jazdy, to było to. Wtedy też postanowiliśmy z mężem zrobić uprawnienia kategorii A. Byłam tak podekscytowana, że zdałam za pierwszym razem i po krótkim czasie, od odebrania wymarzonego dokumentu przesiadłam się z niepozornej 50 na 600. Była to Honda CBR to właśnie ona, „Hania” spowodowała, że moja miłość i pasja rozkwitła w pełni.
Motocykl daje mi poczucie wolności, ale także scala moje małżeństwo. Jedni chodzą do kawiarni, inni do kina. My wsiadamy na motocykl i jedziemy razem przed siebie. Rajem dla nas są sklepy z akcesoriami dla naszych maszyn. Nikt z nas nie tłumaczy się ile kosztował nowy tłumik, – jeśli mąż kupił nowy wydech, ja też taki chcę! Wspólne zloty, spotkania, nawet „latanie w koło komina” to wszystko jest wspaniałe.

sesja ciazowa_002
Gdy w listopadzie zeszłego roku wymieniłam moją „Hanię” na kawasaki nie wiedziałam jeszcze, że jestem w ciąży, choć z mężem staraliśmy się o dziecko. Był to miesiąc, w którym to podwójnie doznałam szczęścia. Przez całe 9 miesięcy dbałam o nasz kochany brzuszek oraz nowy motocykl. Odliczałam dni, gdy zobaczę nasze maleństwo i gdy wsiądę na motocykl.

W marcu tego roku jak zawsze odbywało się rozpoczęcie sezonu motocyklowego, mąż przygotowywał maszynę, ja stałam obok, mogłam tylko spoglądać. Początkowo zamierzałam jechać wraz z mężem, jako „plecaczek”– przecież brzuszka jeszcze nie widać, nie będzie nam przeszkadzał. Mąż bardzo szybko sprowadził mnie na ziemię uświadamiając ogrom niebezpieczeństwa. Przecież My możemy jechać bezpiecznie, ale czy inni? Mąż przekręca kluczyk swojej Yamahy, słyszę jej ryk, uśmiech pojawia się na naszych twarzach, rusza. Ja wsiadam do samochodu – przecież nie mogło mnie zabraknąć na rozpoczęciu sezonu!

Po porodzie jak każda kobieta musiałam dojść do siebie i powiem szczerze, że wraz z przyjściem na świat naszej córki, stałam się bardziej rozważna. Przez kilka pierwszych tygodni nawet przez myśl nie przeszła mi jazda na motocyklu, liczyła się tylko nasza córeczka – aż nadszedł ten dzień. Było to słoneczne, październikowe popołudnie. Mąż wyciągnął moją „Kawę” z garażu, ja wypiłam ciepłą herbatę, ubrałam bieliznę termoaktywną, buty, pas nerkowy, kurtka, kask i rękawice – mogę ruszać!
Jakie poczucie szczęścia i wolności przedzierało się w moim sercu. Mąż w domu w naszą córeczką a ja rozkoszuje się ostatnimi ciepłymi dniami tego roku. Tego dnia zrobiłam około 60 km, było to najwspanialsze 60km.

Teraz, gdy na świecie pojawiła się nasza córka mam przed sobą wizje małej dziewczynki w skórzanym różowym kombinezonie na małym pocketbiku. Wyobrażam sobie nasze wspólne motocyklowe eskapady i czasem śmieje się z mężem, że na kolki naszej córki zamiast szumu suszarki będziemy puszczać wyścigi motocyklowe z Isle of Man.
Nic tak nie łączy jak wspólna pasja.

Rozmowa z: Natalią Kołc

Poprzedni artykułPijesz krowie mleko? Nie będziesz zdrowy!
Następny artykułMama za granicą- Agnieszka z Danii