Agnieszka Nowicki- opolanka, absolwentka Uniwersytetu Opolskiego o kierunku Filologia Polska, od 2007 roku mieszka z rodziną w Danii. Mama prawie 3 i pól letniej Eleny i prawie półrocznego Gabriela.
(Zapraszamy do przeczytania pierwszej części historii Mamy z Danii)
PORÓD
Przeżyłam dwa skrajnie różne porody. Pierwszy zakończony po 22 godzinach cesarskim cięciem, gdzie na sali zmieniały się położne i obecni byli studenci położnictwa i drugi, naturalny bez żadnych środków znieczulających no i żadnych studentów. Położna była jedna. Miałam ogromne szczęście, że przy drugiej ciąży trafiłam do grupy, gdzie moją ciąże prowadziły 3 położne i jedna z nich miała być od początku do końca przy moim porodzie. Zostałam przydzielona do tej grupy ze względu na bezpieczeństwo psychiczne po wcześniejszym ciężkim porodzie i mojej deklarowanej chęci porodu naturalnego. To było takie zadośćuczynienie. Do cesarki miałam jednak automatyczne prawo po wcześniejszym cesarskim cięciu. Ponieważ miałam wiele wątpliwości, skierowano mnie do coucha porodowego, z którym omówiłam wszystkie wątpliwe kwestie, zostały też zarejestrowane moje prośby, np. co do nie – obecności studentów czy strategii w przypadku zatrzymania porodu i podawania oksytocyny. Po rozmowie z couchem miałam rozmowę z lekarzem, która musiała potwierdzić, czy możliwe są moje sugestie. Jadąc o 3 rano do porodu miałam zastrzeżone w żurnalu, że nie mogą mi podawać oksytocyny dłużej niż dwie godziny, jeżeli nie nastąpi oczekiwany efekt. Podczas pierwszego porodu, podawali mi oksytocynę przez 10 godzin, co okazało się błędem lekarskim, który stwierdziła sama lekarz. Taka sytuacja nie mogła się zatem powtórzyć.
Przy porodzie w duńskim szpitalu jest naprawdę przyjazna atmosfera. Porodówka zaopatrzona jest w pokoik dla rodziny, gdzie może przyjść każdy z rodziny czy znajomych. Nikt tego nie rejestruje, nie płaci się za czyjąś obecność ani nie trzeba opowiadać nikomu, kto przyszedł. Najważniejsze jest dobre samopoczucie rodzącej i to ona decyduje tak naprawdę o wszystkim. Położna pełni funkcje takiego mentora, który obserwuje, pisze raport z porodu co kilkanaście minut i czuwa nad stanem matki i dziecka; rozmawia, przynosi cieple okłady, wodę, monitoruje prace serca dziecka. Muszę szczerze powiedzieć, ze nie wiem jakby się skończył mój drugi poród, gdyby nie rozsądek, spokój i dobre rady położnej. Człowiek zaczyna panikować, ból przerasta zdrowe myślenie… zmęczenie powoduje pesymizm.. I w tym momencie położna podnosi na duchu, zagrzewa do dalszej walki i motywuje. To jak osobisty trener. Przy pierwszym porodzie tzn. przy cesarskim cieciu obecny był mój mąż i to on trzymał jako pierwszy naszą córkę na rękach. Ten pierwszy kontakt skóra do skóry jest niewątpliwie bardzo ważny i może dlatego Elenka to córeczka tatusia.
Szczerze mówiąc, nie wiem czy zdecydowałabym się na poród w Polsce. Mówię to z perspektywy dzisiejszej. Przed pierwszym porodem rozważałam taką możliwość i wydawała mi się ona najlepsza, bo bałam się bariery mentalno – kulturowej jak i blokady językowej. Choć znam język na jakimś tam poziomie, mam skończoną szkołę językową, bałam się że ta sytuacja mnie przerośnie. Nie wiedziałam, czego oczekiwać i czego się spodziewać. Miałam obawy, ze ból odbierze mi rozum. Cale szczęście, było zupełnie odwrotnie.
PO PORODZIE
Po porodzie, w szpitalu noworodek otrzymuje na miejscu tzw. Cpr numer odpowiadający naszemu numerowi pesel. Nie trzeba nigdzie chodzić, rejestrować dziecka, stać w kolejce. Jest to procedura automatyczna.
Rodzice z noworodkiem mają prawo do pobytu w szpitalu tak długo jak szpital uważa to za konieczność. Kobieta jak i jej mąż bądź partner albo inna osoba, która zdecydowała się na pobyt z matką w szpitalu ma prawo do 3 posiłków w szpitalu. W zeszłym roku weszła ustawa, która wysyła świeżo upieczone matki z noworodkami do domu po upływie 2- 4 godzin po porodzie w przypadku porodu naturalnego i braku jakichkolwiek komplikacji. Po moich doświadczeniach wiem jednak, że prawo to nie jest takie restrykcyjne. Po moim drugim porodzie, byłam w szpitalu z synkiem 4 dni dopóki sama nie zdecydowałam, że jestem gotowa na powrót do domu. Jeśli matka czuję się niepewnie i wykazuje chęci pozostania w szpitalu, nikt jej tego nie odmówi. W szpitalu nie trzeba mieć tzw. wyprawki dla noworodka, bo wszystko jest na miejscu. Pieluchy, ubranka na zmianę i cały sprzęt jest do dyspozycji rodziców.
Od momentu przyjścia dziecka na świat rodzice otrzymują z Urzędu miasta tzw. Børnepenge – świadczenia na dzieci. Pieniądze są wypłacane co kwartał aż do 17 roku życia. Ich wysokość jest związana z wiekiem dziecka i stopniowo maleje. Wygląda to tak:
0-2-lat: 4.443 kr. na kwartał
3-6-lat: 3.519 kr. Na kwartał
7-14-lat: 2.769 kr. na kwartał
15-17-lat: 923 kr. Na miesiąc.
Kiedy dziecku nada się imię w Urzędzie Miasta lub się go ochrzci, otrzymuje ono automatycznie kartę ubezpieczenia zdrowotnego, która jest zarazem dowodem tożsamości i jest finansowana z podatków.
Po powrocie ze szpitala, matka musi skontaktować się ze swoją pielęgniarką rejonową i ustalić pierwszy termin wizyty. Pielęgniarkę przydziela szpital. Wizyty pielęgniarki przy normalnym rozwoju dziecka odbywają się około 5, 6 razy. W razie wątpliwości czy pytań, zawsze można poprosić o dodatkowe spotkania. Pielęgniarka jest tez cały czas dostępna pod telefonem i mailem. Do 7 dni po porodzie, kiedy mama z dzieckiem są już w domu, ma ona prawo do konsultacji telefonicznej z oddziałem poporodowym o każdej porze dnia i nocy.
Szpital we współpracy z urzędem miasta organizuje tzw. spotkania matek z tego samego rejonu, które urodziły mniej więcej w podobnym czasie. Świeżo upieczone mamy razem ze swoimi pociechami spotykają się u siebie nawzajem dzieląc się swoimi doświadczeniami, wątpliwościami i po prostu milo spędzają czas przy kawce i ciasteczkach. Osobiście nie brałam udziału w spotkaniach. Muszę przyznać, ze musiałam nauczyć się roli matki, dlatego nie miałam ochoty na zderzenie z innymi matkami. To było dla mnie bardzo intymne przeżycie. Za drugim razem pomimo chęci, nie miałam możliwości, gdyż przeprowadziliśmy się, co wiązało się z dalszymi trasami jak i obowiązkami w związku z dwójką dzieci i zmianową pracą mojego męża. Z opowieści mojej szwagierki mieszkającej tez w Danii, mamy prawie 1,5 rocznego synka, która brała udział w takich spotkaniach wiem, że są wartościową formą spędzania czasu. Jeżeli chodzi o życie społeczne, czy aktywności dla dzieci, działa na terenie naszej ulicy Klub, który organizuje rożne imprezy czy spotkania dla dzieci, np. w związku z Mikołajem. My dość często widujemy się z innymi polskimi rodzicami, żeby nasze dzieci mogły się wspólnie pobawić.
Żłobek
Jest dosyć drogi, bo kosztuje około 3300 koron miesięcznie, co mniej więcej, bo zależy od kursu korony, odpowiada 1700 polskich złotych. Dzieci otrzymują kilka różnych posiłków dziennie, według wytycznych ministerstwa zdrowia. Jednak reguły odnośnie posiłków są różne w poszczególnych województwach. Mnie Dania i cala Skandynawia kojarzyła się zawsze z tzw. „zimnym wychowem” i to się zgadza.. do posiłków dzieci piją zimną wodę lub mleko, a jakże szokujące dla większości rodziców nie tubylczych, również dla mnie było/jest spanie maluchów na dworze, pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych. Naszą córkę oddaliśmy do żłobka w lutym, gdy Elena miała 10 miesięcy. Szybko okazało się jednak że spanie na powietrzu nie jest złe, bo po takiej „kuracji” nie chorowała za bardzo, zahartowała się i uodporniła. Do tej pory, o każdej porze roku, lata po domu w bieliźnie i bez skarpetek. Muszę powiedzieć, ze mamy bardzo dobre wspomnienia ze żłobka.
Przedszkole
Cena jest o niemal o 50% niższa w stosunku do żłobka, co jest związane z wyżywieniem albo raczej jego brakiem. Gdy dziecko skończy 3 lata automatycznie przechodzi do grupy przedszkolaków. W naszym przedszkolu jest grupa dzieci młodszych od 3 – 4 lat i grupa starsza 5 – 6 lat. Pedagodzy przeprowadzają kilkakrotnie testy mające ustalić, czy dziecko prawidłowo się rozwija. Pierwsza rozmowa odbywa się po upływie pierwszych sześciu miesięcy. Pedagodzy sprawdzają postępy językowe dziecka, kompetencje personalne i inne. Dla dzieci dwujęzycznych, często, organizowane są dodatkowe lekcje języka. Nasza córka będzie miała pierwszy taki test w listopadzie.
W przedszkolu jest tylko jeden posiłek, za który trzeba płacić, a są to owoce, czasem warzywa lub świeżo pieczone bulki albo jeszcze cos innego. Dzieci w ciągu dnia jedzą kanapki zrobione przez rodziców. Do takiego śniadaniowego pudelka można zaserwować dziecku oprócz kanapek jakieś warzywa, jajka czy jogurty. Personel kontroluje jednocześnie, czy jedzenie przygotowywane przez rodziców jest zdrowe, czyli nie mogą to być batony czekoladowe, codziennie słodkie jogurty czy biały chleb. Co do białego pieczywa, wiem ze robią wyjątki. Znam polską rodzinę, której synek dostaje biały chleb i nie robią im żadnych problemów.
Drzemka w ciągu dnia jest absolutnie dobrowolna. Personel nie zmusza dzieci do spania, same decydują czy chcą spać czy wolą np. iść na plac zabaw.
Przedszkole organizuje dzieciom przeróżne aktywności, wycieczki i zajęcia. Np. w sierpniu i wrześniu panowała tematyka zbiorów i dzieci robiły różne przetwory z warzyw i owoców J W czerwcu dzieci uczyły się jazdy na rowerze jak i zasad z tym związanych.
Co do pedagogów.. myślę, że to zależy od poszczególnych nauczycieli ale u mojej córki w grupie panuje dość mocna dyscyplina. Dzieci są uczone różnych zwrotów i zachowań, za posiłek należy dziękować albo prosić o pozwolenie odejścia od stołu, jak również są określone pory mycia rąk, korzystania z toalety. Dzieci oczywiście mogą korzystać z toalety kiedy chcą, ale przykładowo, zawsze po powrocie z placu zabaw muszą iść do toalety, no a potem wiadomo, umyć ręce. Trochę dziwne wydaje mi się jednak takie załatwianie potrzeb fizjologicznych na zawołanie.
W żłobkach jak i przedszkolach dzieci są uczone samodzielności. W wieku już 10 miesięcy jedzą malutkie kawałeczki czarnego chleba, są uczone jeść samodzielnie i pić z kubeczka. W przedszkolach same korzystają z toalety i muszą mieć ubranka, które potrafią same zdjąć i założyć ponownie. Są oczywiście pewne rzeczy, które mi się nie podobają ale w gruncie rzeczy nauka samodzielności nie jest zła.

Nie mogę narzekać na macierzyństwo w Danii, wszystko bardzo dobrze funkcjonuje i jestem tutaj szczęśliwą mamą, ale cały czas mam jednak nadzieję na powrót do kraju. Czasem brakuje mi tego wszystkiego, w czym sama zostałam wychowana i boleję nad tym, że być może, moje dzieci nie będą się uczyć o Mickiewiczu czy Słowackim. Jestem jednak pozytywnie nastawiona do tego, co przyniesie jutro. Zycie czasem pisze zaskakujące scenariusze.
Agnieszka Nowicki, mama prawie 3 i pól letniej Eleny i prawie półrocznego Gabriela
Poznajcie historię Sabiny- Mamy z USA