Mam policystyczne jajniki, więc brak okresu przez kilka miesięcy nie jest dla mnie powodem do paniki. Dodatkowo zespół „grającego jelita” zagłuszył pierwsze ruchy dziecka. Dopiero ból w podbrzuszu i nagle rosnący brzuch pogoniły mnie do ginekologa.
Przez moje dolegliwości przegapiłam pierwsze objawy ciąży tym bardziej, że nie spodziewałam się jej w ogóle. Ósmego marca trafiłam do ginekologa z „napuchniętym” i bolesnym podbrzuszem. Rozpoznanie: późna ciąża, około 24/25 tc. Zagrożenie przedwczesnym porodem, spowodowane zanikiem szyjki. Zostałam skierowana do szpitala i położona na patologii ciąży głową w dół.
Wytrzymałam trzy tygodnie i 29 marca 2012 roku o 1:15 urodziłam najsłodszą istotkę na ziemi, ważącą 1020 g czyli tyle, co paczka cukru.
Co czułam? Strach, radość, złość. Wszystko na raz. Nawet nie miałam czasu oswoić się z myślą o ciąży a mała już była na świecie. Martwiłam się o życie i zdrowie tej biednej kruszynki.
Leżąc w szpitalu na przemian płakałam i śmiałam się. Pani psycholog szpitalna (młoda bezdzietna dziewuszka) wmawiała mi, że to moja wina, że ciąża jest zagrożona. Dałam sobie jednak z tym radę i nie zwariowałam.
W wypisie ze szpitala przeczytałam, że ciąża przebiegała bez opieki ginekologicznej.
Urodziłam mając 38 lat. Jestem szczęśliwą mamą, wspaniałej córeczki Basi, która pomimo trudnego początku rozwija się prawidłowo i daje mi dużo radości.


