Lubisz czekoladę.

Niebiańska rozkosz rozpływająca się w ustach powoduje, że przez chwilę nie myślisz o zmywaniu góry naczyń, o prasowaniu sterty ubrań i gotowaniu obiadu. Wszystko to naturalnie robisz z miłości do rodziny, ale nie zaszkodzi, jak odłożysz na chwilę tę miłość na bok i zakosztujesz tego, co przez kilka minut sprawi przyjemność TYLKO tobie.

Stoisz więc przy oknie, za szafą, za drzwiami, w innym niż dziecko pokoju i delektujesz się smakiem orzeszków oblanych karmelem i zatopionych w czekoladzie. Ta chwila powoduje, że przenosisz się w krainę słodką, wolną od trosk, wypełnioną błogością i nieprawdopodobną przyjemnością. Czujesz się naprawdę dobrze. Ta chwila jest tylko twoja. Nie ukochanego dziecka czy równie ukochanego męża, ale twoja. Brzmi pięknie, prawda?

Czekolada się kończy, powoli wracasz do rzeczywistości. Zbierasz siły na kolejną zabawę klockami, na kolejną porcję tańca przy 50 piosenkach z dzieckiem na rękach, na rysowanie kotków i piesków, na zabawę pociągiem, na… (wpisz dowolną czynność wykonywaną z potomkiem). Wypinasz pierś i dziarskim krokiem idziesz do dziecka, które już powoli znudzone zabawą z mężem kieruje na ciebie swoją uwagę. Zadowolona siadasz do wspomnianego pociągu, dziecko kuca przy tobie, zaczynacie się bawić.

Nagle dziecko podnosi głowę. Marszczy nosek (już wiesz, że coś jest nie tak). Wciąga powietrze (uczucie strachu paraliżuje całe twoje ciało). Dwa razy (teraz siódme poty występują na twe czoło). Wreszcie pada pytanie: „Co jesz?”. Panicznie zaczynasz obmyślać plan udawania, że nic nie jadłaś! Bo przecież starasz się nie przekazywać dziecku złych wzorców. A jedzenie czekolady w ilościach, które jesz TY, jest bardzo złym wzorcem. Nie możesz pozwolić, żeby pokochało czekoladę tak jak ty, bo się od niej nie uwolni już do końca swoich dni. Cukier to zło! Dziecko dalej na ciebie patrzy, pot spływa już po twoich plecach. Mózg wszedł na obroty, o które się nie podejrzewasz, i czujesz, że mogłabyś teraz rozrysować projekt bomby atomowej. W akcie desperacji odpowiadasz: „Chlebek!”. I zapada cisza. Myślisz: „Chlebek? Skąd mi się wziął chlebek!?”. Ale już starasz się przyczepić kolejny wagon do pociągu i kątem oka zerkasz na dziecko.

Dziecko w końcu otwiera usta, by powiedzieć: „Aha”. Całe napięcie znika w jednej sekundzie, twój czekoladowy bastion obroniony!

Poprzedni artykułNiezła lekcja życia – macierzyństwo
Następny artykułJAK POPRAWIĆ RELACJE Z NASTOLATKIEM?